Niedawna bitwa policji z kupcami o warszawski blaszak na placu Defilad podgrzała dyskusję o centrach współczesnych metropolii. Jak mają wyglądać i komu służyć?
Centrum to wizytówka, serce miasta. Dziś coraz bardziej opanowane przez banki. Z kamienicami, które są siedzibami firm. Turysta przyjeżdżający do stolicy pociągiem, wychodzi na pusty plac wokół Pałacu Kultury, w praktyce wielki parking dla samochodów i autobusów. Pałac jest już zabytkiem. Przyszłość placu Defilad wciąż jest wielką niewiadomą.
Z zapowiedzi prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz wynika, że przesądzona jest budowa łącznika między istniejącą stacją metra a stacją drugiej linii oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej. W obydwu przypadkach nie nastąpi to szybko. Do projektu muzeum, autorstwa Szwajcara Christiana Kereza, wprowadzane są zmiany i nie wiadomo, kiedy prace zostaną zakończone.
- Centrum miasta jest zwykle ośrodkiem zarządzania, turystyki, rozrywki. Miejscem, gdzie się kupuje luksusowe towary. A także miejscem symbolicznym, szczególnym, podnoszącym prestiż miasta i integrującym mieszkańców - mówi socjolog prof. Bohdan Jałowiecki z Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Warszawa takiego centrum nie ma. Czy będzie je miała i kiedy - to zależy od zaangażowania władz miasta i inwestorów. Warunkiem wstępnym jest jednak istnienie planu, który określi, co gdzie można zbudować.
Martwy plan
Formalnie plan zabudowy placu Defilad istnieje. Nazywany planem Borowskiego (byłego naczelnego architekta Warszawy), uchwalony został w 2006 r. Przewiduje zabudowę średniowysoką, do 36 m. Ale jest martwy: w 2007 r. nowo wybrana Rada Warszawy zadecydowała, że powstanie nowy plan, bardziej ambitny, z wieżowcami. - Każda przychodząca władza natychmiast przewraca projekt zabudowy tego placu. Nie ma architektury idealnej, wszystko można skrytykować, ale najgorsze jest zaniechanie, odrzucanie każdego projektu. Powstają takie obiekty jak Złote Tarasy i nie ma już szans na stworzenie dobrego całościowego planu - twierdzi prof. Mirosław Duchowski z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Niedawno pojawiły się informacje, że nowy projekt przewiduje budowę w otoczeniu Pałacu Kultury sześciu wieżowców, w tym 300-metrowego kolosa po północnej stronie placu. - To tylko próbny balon, badanie reakcji opinii publicznej. Projektu jeszcze nie ma. Jestem zwolennikiem wieżowców, ale kto je zbuduje? - pyta urbanista Grzegorz Buczek, członek Rady Architektury i Rozwoju Warszawy.
Pytanie jest retoryczne: wiadomo, że chętnych nie ma. Przerwana została budowa wieżowca Złota 44, zaprojektowanego przez wybitnego architekta Daniela Libeskinda. Ofiarą kryzysu padła rzeźbiarska obła wieża, której koncepcję przedstawiła sławna i kontrowersyjna Zaha Hadid. Inwestor (Lilium Tower) podał, że prace projektowe zostały przerwane do nadejścia lepszych czasów. Większe szanse miałby teraz plan Borowskiego, który przewidywał zabudowę mniej kosztowną, ale powrót do niego jest mało prawdopodobny.
Drogo na Rynku
Wznawiane co pewien czas debaty o przyszłości placu Defilad są pustym gadaniem. Wydaje się, że zastój w inwestycjach warto wykorzystać na zorganizowanie międzynarodowego konkursu na jego zabudowę. Później trzeba zwycięski projekt realizować bez oglądania się na słupki popularności. I bez niekończących się dyskusji, w których utonął pierwszy projekt - zwycięzca międzynarodowego konkursu z 1992 r. (autorstwa Bartłomieja Biełyszewa i Andrzeja Skopińskiego). Przewidywał budowę, na planie okręgu, wieńca wieżowców zasłaniających Pałac Kultury. Wtedy dar Stalina budził jednak większe emocje.
Wzorcowe centrum, pełniące wszystkie funkcje wymienione przez prof. Jałowieckiego, ma Wrocław. Kilka lat temu gruntownie wyremontowano Rynek z wieloma zabytkami architektury (zrekonstruowanymi po wojnie). Jednocześnie władze zadbały, żeby centrum nie stało się głównie siedzibą banków, żeby żyło się w nim wygodnie. - Nie sprzedajemy lokali handlowych i usługowych przy Rynku, tylko je wynajmujemy. Organizujemy przetargi, ale ograniczamy je do branż potrzebnych w centrum. I różnicujemy czynsze, od pięciu do nawet kilkuset złotych za metr. 5 zł płaci zegarmistrz, który od lat w tym samym punkcie naprawia zegarki. Stawki dla zakładów gastronomicznych są na ogół spore - mówi dyr. Paweł Romaszkan z Urzędu Miasta. Wrocławską specjalnością jest także mała architektura. Reprezentacyjny charakter Rynku podkreślają stylizowane żeliwne lampy, tabliczki wykute przez kowali, granitowa nawierzchnia placu.
Kraków ma od wieków swoje centrum, Rynek Główny, jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie. Dziś jest to jednak głównie centrum turystyczne. - Lubię chodzić na Rynek, ale nie da się tam mieszkać. Za dużo turystów, restauracji, piwiarni, hałasu - mówi Piotr Sumara, właściciel krakowskiej agencji Północ Nieruchomości SA. Kamienice przy Rynku i w jego pobliżu zajmują jednak ciągle pierwsze miejsca w rankingach atrakcyjności i najwyższych cen. Za metr apartamentu w takiej kamienicy, po rewitalizacji, zapłacono ostatnio 30 tys. zł (według agencji Północ Nieruchomości). Cztery razy więcej niż za przeciętne krakowskie mieszkanie. Apartamenty w centrum kupowane są często na siedziby firm albo (głównie przez Brytyjczyków i Hiszpanów) na wynajem.
Pustki w Centrum
W Poznaniu centralnym miejscem jest plac Wolności. Centrum to także Stary Rynek, ulica Święty Marcin. Poznaniacy coraz rzadziej robią tu jednak zakupy. Większą siłę przyciągania mają nowe centra handlowe, zwłaszcza wielka galeria Stary Browar (własność spółki Fortis należącej do Grażyny Kulczyk). W rezultacie z ulic centrum znikają sklepy, pojawiają się natomiast kolejne banki. Ubywa także mieszkań. - W niektórych kamienicach właściciele dobudowali windy i wszystkie mieszkania wynajęli albo sprzedali na działalność gospodarczą. Na kancelarie adwokackie, firmy doradcze, banki. Ceny metra sięgają w takich przypadkach 20 tys. zł, chociaż metr mieszkania kosztuje w Poznaniu średnio 5 tys. - mówi Aleksander Scheller, poznański pośrednik i prezydent Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
W Łodzi handel jest wysysany z centralnej ulicy Piotrkowskiej przez wielkie centrum Manufaktura. Na Piotrkowskiej zamknięto wiele sklepów. Ale banki i biura wchodzą na ich miejsce rzadziej niż w Poznaniu. Część lokali jest pusta. - Czynsze są wysokie, a prestiż żaden. Piotrkowska jest brudna, ma zaniedbane podwórka, z komunalnych kamienic zerwano balkony, żeby nie pospadały. Władze Łodzi nie mają pomysłu na zagospodarowanie tej ulicy. Skoro znika z niej handel, niech będzie ulicą biur, restauracji, to chyba oczywiste - twierdzi łódzki pośrednik Zbigniew Kubiński.
W Katowicach faktyczne centrum miasta stanowi Silesia City Center, gigantyczne centrum handlowo-rozrywkowe w odległości 2 km od Rynku. Z zewnątrz wielki barak, przetkany trochę elementami nieczynnej kopalni, ale wewnątrz ma swój klimat. Między hipermarketami Tesco i Saturn powstały place i uliczki, przy nich około 30 restauracji i kawiarni, w tym kilka czynnych do ostatniego klienta. W zimie na zewnątrz można pojeździć na nartach, w lecie opalać się na piaszczystej plaży. Tu jest dusza miasta. W 2006 r. rozstrzygnięto konkurs na przebudowę katowickiego Rynku i przyległych ulic. Wygrał projekt Tomasza Koniora, światowej już sławy architekta. Zaproponował mocne zagęszczenie tkanki miasta między Rynkiem a Rondem, zabudowanie dzisiejszego traktu komunikacyjnego z obu stron pasażami, galeriami, centrami rozrywki. Upłynie jednak dużo czasu, zanim centrum, zbudowane w fatalnych dla architektury latach 60. i 70., pokaże nową twarz.
Zesłani na galerię
Także w Warszawie centrum zastępują galerie handlowe. Programowane jako miejsca, w których nie tylko robi się zakupy, ale i spędza czas. Szczególna rola przypadła Złotym Tarasom: stały się atrakcją turystyczną. Białostockie i kieleckie biura turystyczne organizują do nich wycieczki. Pasażerowie pociągów na trasie Kraków-Gdańsk jadą czasem przez Złote Tarasy: zatrzymują się w Warszawie, żeby wpaść do nich na kilka godzin. Architekci wieszają na galerii psy, ale mieszkańcy Warszawy ją zaakceptowali (według badań prof. Jałowieckiego, ma ponad 60 proc. ocen pozytywnych). Uważana jest za obiekt wyjątkowy, oryginalny. - Nie jest oryginalna. Amerykanie zaprojektowali nam taką samą galerię, jakie mają u siebie - twierdzi Grzegorz Buczek. Centrum Warszawy ma pod tym względem pecha: Pałac Kultury jest kopią tego, co budowali u siebie Rosjanie.
Nasze galerie handlowe są często większe, bardziej funkcjonalne i efektowne niż niemieckie, francuskie czy belgijskie. Głównie dlatego, że tamte są sporo starsze. Forma architektoniczna tych przybytków handlu nie ma dla inwestorów większego znaczenia i na ogół to widać. Atrakcyjna musi być przede wszystkim aranżacja wnętrza. Czy przejmowanie przez galerie handlowe tradycyjnych funkcji centrum miasta to znak czasu, z którym trzeba się pogodzić? Według prof. Jałowieckiego jest to, niestety, powszechna prawidłowość. Władze miast muszą zadać sobie sporo trudu, żeby zapobiec przekształcaniu się centralnych placów i ulic w siedziby banków i aptek.
Jednym ze sposobów (pokazanym tu na przykładzie Wrocławia) jest różnicowanie czynszów. Czyli niższe stawki dla sklepów i zakładów usługowych, które w otwartych przetargach nie miałyby szans. Drugi sposób to tworzenie przestrzeni publicznej, w której mieszkańcy będą się dobrze czuli, która będzie ich przyciągać. Nie zawsze potrzebne są na to pieniądze z miejskiej kasy. - W Warszawie nie wymaga się od deweloperów, żeby 1 proc. nakładów inwestycyjnych przeznaczali na zagospodarowanie przestrzeni publicznej obok stawianych przez siebie budynków. Taka zasada obowiązuje w metropoliach europejskich, amerykańskich i jest powszechnie akceptowana - twierdzi prof. Duchowski.
Jedynym chyba przypadkiem powstania takiej przestrzeni jest ogólnie dostępny dziedziniec biurowca Metropolitan przy placu Piłsudskiego w Warszawie. Schemat zimnego urzędu przełamała niewielka fontanna - jej okolice stały się miejscem spotkań i placem zabaw dla dzieci.
współpraca Jan Dziadul